sobota, 27 stycznia 2018

"Ocean na końcu drogi" - Neil Gaiman





Przyznam szczerze, że chociaż o tym autorze jest w ostatnich latach bardzo głośno, nigdy jakoś nie ciągnęło mnie do jego książek. Niewiele o nich wiem, znam kilka tytułów i kojarzę okładki, ale nic poza tym. „Ocean na końcu drogi” znalazłam na promocji, spodobał mi się opis z tyłu oraz okładka, więc bardzo spontanicznie uznałam: „okej, kupuję”, bo chyba wypada zapoznać się z chociaż jedną książką Gaimana, skoro wszyscy tak go zachwalają. Cóż, mnie absolutnie nie przekonał do swojej twórczości i jestem prawie pewna, że  po więcej jego książek nie sięgnę.






O KSIĄŻCE

„Ocean na końcu drogi” – Neil Gaiman
Tytuł oryginalny: „The Ocean at the End of the Lane”
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 216
Cena okładkowa: 35 zł









FABUŁA

Jak zapowiada nam opis z tyłu okładki, cała historia zaczyna się, gdy dochodzi do tragicznego wydarzenia związanego z lokatorem mieszkającym z rodziną siedmioletniego chłopca (którego imię pojawia się tylko raz więc wybaczcie, nie pamiętam go – chyba był to George, ale głowy nie dam). Owy lokator „pożycza” samochód rodziców chłopca, odjeżdża nim kawałek dalej (gdzieś tak na koniec ulicy – co za podróż!) i popełnia w nim samobójstwo. Wydarzenie to przywołuje tajemnicze, złe stworzenia (ale w jaki sposób i co było takiego wyjątkowego w śmierci tego mężczyzny, że właśnie ona je wywołała – nie wiem). Z ich istnienia zdaje sobie sprawę tylko chłopiec, który zwraca się o pomoc do trzech kobiet mieszkających w domu na końcu drogi – jedenastoletniej Lettie, jej mamy oraz babci. Całkowicie przypadkiem, próbując się ich pozbyć, on i Lettie wypuszczają na świat coś jeszcze gorszego, a reszta fabuły kręci się wokół tego, by odgonić to „gorsze coś” tam, skąd przyszło. Jednym słowem - naprawdę nic ciekawego.






OGÓLNIE

Co najbardziej mi się w tej książce nie podobało, to fakt, że zupełnie nie wiadomo, do kogo jest ona skierowana. Przez większą część czułam się, jakbym czytała książkę dla dzieci, takich w wieku głównych bohaterów. Kreacja nadprzyrodzonych istot – bajkowa, okej, ale totalnie do mnie nie przemówiła. Koty rosnące w ziemi jak marchewki? Potwory będące cieniami lub kłębami materiału? Znowu – gdybym miała dziesięć lat może (może!) bym się ich wystraszyła, ale teraz nawet mnie nie bawiły, o niepokoju nie mówiąc. I pewnie nawet bym pomyślała – okej, po prostu źle trafiłam, a to faktycznie jest książka dla dzieci. Ale nagle pojawia się scena, w którym ojciec głównego bohatera uprawia seks  z jego opiekunką – scena widziana oczami siedmiolatka, więc bez szczegółowych opisów, ale wiadomo było o co chodzi. Więc jednak dla dzieci też się średnio nadaje. No to dla kogo? Oczywiście są też książki dobre i dla dzieci, i dla dorosłych, które niosą jakieś przesłanie i bajkowy styl to tylko sposób jego przekazania (taki „Mały Książę” na przykład). Ale tutaj nie dostrzegłam nawet tego przesłania, a naprawdę się starałam – po co były te potwory, co symbolizowały i dlaczego uczepiły się akurat rodziny chłopca? Jaki był właściwie sens tej książki?

Jedyne emocje wywołało we mnie zakończenie, ale nie aż tak pozytywne, by przyćmić całą resztę. Jedna ze scen okazała się bardzo wzruszająca i na chwilę szczerze przejęłam się losem bohaterów, ale to wszystko.






Brakowało mi sensownego wytłumaczenia kim właściwie były tajemnicze kobiety Hempstocków i jakie moce posiadały oraz czym był ten tytułowy Ocean. Odniosłam wrażenie, jakbym czytała któryś tom z kolei bez znajomości poprzednich, albo jakby autor celowo nie dawał odpowiedzi na te pytania, by zachować nastrój tajemniczości – ale jakoś mnie to nie przekonało, bo bardzo nie lubię takich niedopowiedzeń. Pewnie miało to podziałać na wyobraźnię czytelnika, ale mi podziałało jedynie na nerwy...

Może ja po prostu nie zrozumiałam tej książki, nie wiem. Jak dla mnie jest dziwna, trochę pozbawiona sensu i nie wciągnęła mnie tak, jakbym chciała. Nie ma w niej nic specjalnego, nie poczułam tej tajemniczej i magicznej aury, którą autor chyba bardzo chciał stworzyć. I nie chcę tu na siłę wypisywać, że jest to książka o odwadze dzieci czy ich poświęceniu (a takie uwagi widziałam w innych, wychwalających tę pozycję recenzjach) – może i tak, co nie zmienia faktu, że jest bardzo przeciętna i zwyczajnie mi się nie spodobała. Jeśli do kogoś to przemówiło i dostrzegł w tej książce coś więcej niż ja – super! Ja odkładam ją na półkę z niemałym rozczarowaniem i nie zamierzam prędko kontynuować swojej przygody z Gaimanem.



MOJA OCENA

★★★✩✩✩✩  3/10 


P. 
 (very.little.book.nerd)


4 komentarze:

  1. Szkoda, że nie spodobała Ci się ta książka. Ja osobiście ją uwielbiam, tak samo jak "Koralinę". Uważam, że te dwa tytuły są idealne zarówno do czytania dzieciom, jeśli mamy dosyć tych cukrowych opowiadań, lub dla własnej przyjemności. Przede mną "Gwiezdny pył" i "Mitologia nordycka" tego autora, ale mam w planach przeczytać wszystkie jego książki.

    Pozdrawiam, G.
    bookish-shark.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że ci się spodobała! Mi nie przypadła do gustu, ale popularność tego autora skądś się przecież wzięła, więc jego książki muszą mieć w sobie "to coś" - ja tego czegoś w nich po prostu nie znalazłam :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Chyba do mnie także nie przemówi ta książka :/
    justmajka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe, niestety nie jest to pozycja która może się spodobać każdemu :/

      Usuń