poniedziałek, 15 stycznia 2018

"Klątwa Przeznaczenia" - Monika Magoska-Suchar i Sylwia Dubielecka




O „Klątwie Przeznaczenia” od samego początku było dosyć głośno – głównie na blogach czy bookstagramach. Jedni książkę ostro krytykowali, inni się nią zachwycali. Niestety niepochlebne opinie trochę mnie z początku zniechęciły, dlatego dopiero po jakimś czasie od premiery zdecydowałam się sięgnąć po debiutancką książkę naszych polskich autorek. Sięgnęłam, przeczytałam… i przepadłam! Dlatego dziś zdecydowanie pojawiam się z recenzją pozytywną i mam nadzieję zachęcić tych, którzy jeszcze się wahają, do sięgnięcia po historię Arienne i Severa.







O KSIĄŻCE

„Klątwa przeznaczenia” – Monika Magoska-Suchar 
i Sylwia Dubielecka
Wydawnictwo:  NOVAE RES
Rok wydania:  2017
Ilość stron:  810
Cena okładkowa:  44 zł







FABUŁA

Arienne poznajemy w momencie, gdy pojawia się w Czarnej Twierdzy – siedzibie Związku, będącego czymś w rodzaju bractwa, gdzie jedynie mężczyźni mają prawo głosu, a kobiety nigdy nie będą postawione na równi z nimi. Do Twierdzy trafiają głównie ci, którzy ze względu na swoją przeszłość, nie mają gdzie się podziać – tak też jest w przypadku Arienne, lecz o tym, co zostawiła za sobą, a także do czego dąży, dowiadujemy się stopniowo. Młoda i bardzo zdolna czarodziejka od początku odstaje od innych nowicjuszy w Ravillonie i stale ściąga na siebie uwagę najwyżej postawionych Mistrzów. Jednego z nich, najgroźniejszego i najbardziej nieokiełznanego, szczególnie. Chociaż z początku uważa jego zainteresowanie swoją osobą za przekleństwo, wkrótce orientuje się, że być może udało jej się w tych nieprzyjaznych murach odnaleźć swoje Przeznaczenie, które pomoże jej zrealizować cel, do którego dąży.

Fabuła jest naprawdę, naprawdę interesująca. Chociaż niektórych rzeczy można domyślić się, zanim zostaną oficjalnie przedstawione, jest to niewielkim minusem przy ogromie zwrotów akcji,  których jest w „Klątwie przeznaczenia” pod dostatkiem.  Wielowątkowość fabuły powoduje, że nie ma opcji, by zanudzić się przy lekturze, w dodatku mnóstwo niespodziewanych wydarzeń powoduje, że ciekawość czytelnika tylko się wzmaga, a kolejne strony uciekają mu między palcami.






BOHATEROWIE

Główną bohaterką jest Arienne, zdolna czarodziejka, zaledwie szesnastoletnia. No właśnie, zatrzymam się na chwilę przy jej wieku. Arienne rzeczywiście czasami zachowywała się jak głupiutka, zakochana nastolatka, ale to nadawało realizmu jej postaci (ile można czytać o nastolatkach, którzy zachowują się poważniej niż niejeden dorosły). Więc nareszcie mamy młodą bohaterkę, która, podobnie jak osoby w jej otoczeniu, zdaje sobie sprawę, że jest młoda,  czasami popełnia błędy i zachowuje się lekkomyślnie. Ale, co muszę dodać, nie jest przy tym irytująca. To naprawdę fajna, inteligentna bohaterka, a przez kilka popełnionych głupot tylko bardziej realistyczna.

No i oczywiście, mamy też Severa. Przystojnego, inteligentnego, bezwzględnego, niebezpiecznego, czasami przerażającego, tajemniczego jak nikt inny… No. To tak w kilku słowach.  Polubiłam go, nie da się ukryć (pewnie podobnie jak większość czytelniczek). On też robił nieraz głupoty (mogę pomóc im jeść te nieszczęsne truskawki, bo pewnie sporo jeszcze zostało) i, na całe szczęście, zdecydowanie nie został wykreowany na chodzący ideał. Jestem szalenie ciekawa, jak dalej potoczą się jego losy!

Pozostali bohaterowie zostali przedstawieni w taki sposób, że od razu wiemy, kogo mamy lubić, a kogo nie (no, prawie zawsze, zdarzyło się kilka niespodzianek). Jedyny bohater, którego kreacja mi się nie spodobała, to Cesarz Saulo. Wiem, że niektóre cechy jego charakteru zostały specjalnie podkoloryzowane, ale wyszło nieco zbyt komicznie i przez to irytująco. Bardzo polubiłam za to Vena, Gavina, Tessiego i Taidę – ich dalszych przygód również nie mogę się już doczekać!







STYL AUTOREK I WYDANIE

Zacznę od tego, co najbardziej rzuca się w oczy, szczególnie na samym początku czytania. Autorki często i nagle przechodzą od pierwszoosobowej narracji z punktu widzenia Arienne, do narracji trzecioosobowej, co z początku wywoływało dziwne odczucia – taki misz-masz. Na szczęście szybko się do tego przyzwyczaiłam i później już absolutnie mi to nie przeszkadzało, przestałam zupełnie zwracać na to uwagę.

Myślę, że naprawdę trzeba mieć o czym pisać i umieć robić to dobrze, by przez ponad osiemset stron nie zanudzić czytelnika mdłymi opisami czy powtarzaniem tego samego, by zapchać czymś strony. Na szczęście autorkom się to udało, przy „Klątwie przeznaczenia” nie nudziłam się ani chwili, a gdy już wkręciłam się z fabułę nie mogłam oderwać się od książki. Trochę się zdenerwowałam (oczywiście „zdenerwowałam” z przymrużeniem oka) na zakończenie – po pierwsze, jak można przerwać w takim momencie? Przez to potrzebuję drugiego tomu jeszcze bardziej i jeszcze szybciej! Po drugie – miałam nadzieję, że niektóre wątki wyjaśnią się już teraz, a na ich rozwinięcie muszę sobie jeszcze trochę poczekać…

„Klątwa…” została wydana bardzo ładnie, a okładka przyciąga wzrok, jest inna niż wszystkie. Tylko troszkę przeraziło mnie to, ile ta książka waży (noszenie jej w plecaku, by czytać w autobusie, nieźle nadwyrężyło mój kręgosłup). Jedyne, czego mi brakowało, to mapka. Może da się ją załatwić w drugim tomie? ;)






OGÓLNIE

Ogromnym plusem „Klątwy przeznaczenia” jest wykreowany przez autorki świat. Jest ogromny, świetnie dopracowany i tak rozbudowany, że nie powstydziliby się go na pewno różni znani i cenieni pisarze fantastyki (pamiętajmy, że „Klątwa…” to debiut Pani Moniki i Pani Sylwii).

Zanim zapoznałam się z tą książką osobiście, poczytałam o niej kilka recenzji. Niektóre były entuzjastyczne, inne trochę mniej i to do tych drugich chciałabym się odnieść (pamiętając oczywiście, że każdy ma prawo do własnego zdania i szanując je).

Wielu osobom nie spodobało się, jak autorki przedstawiły traktowanie kobiet w Czarnej Twierdzy. Owszem, jest ono dalekie od tego, które my uznajemy za właściwe, ale halo! To tylko książka, książka z wykreowanym światem, który rządzi się własnymi prawami, a prawa w tym świecie są właśnie takie, a nie inne. Jest to brutalny świat, w którym dominują mężczyźni, bo takim został wymyślony i stworzony na potrzeby tej historii. Gdyby każdy był taki sam jak nasz i byłby w nim te same prawa czy wzorce zachowań, książki w końcu stałyby się nudne, dlatego nie uznaję tego za coś bulwersującego – jest to po prostu element wykreowanej rzeczywistości.

Drugą sporną kwestią jest obecność erotyki w książce oraz niestosownych, niekiedy wręcz wulgarnych wypowiedzi bohaterów. Jeśli chodzi o same sceny erotyczne – nie ma ich wcale aż tak wiele, bo doliczyłam się zaledwie kilku na ponad ośmiuset stronach, i są zdecydowanie bardziej subtelne niż w książkach, które klasyfikujemy jako literatura erotyczna. W książce pojawia się nieco „romantycznych wątków” więc takie sceny nie są według mnie niczym strasznym. Natomiast początkowy sposób ich przedstawienia (szczególnie bulwersująca dla wielu scena z samego początku) oraz wulgarne wypowiedzi – cóż, jednym się nie podobają, innym aż tak nie przeszkadzają, ale z pewnością wprowadzają czytelnika w świat Czarnej Twierdzy, dobitnie pokazując panujące tam nieludzkie zasady, zachowania i grożące bohaterce niebezpieczeństwo. Dla mnie są one elementem świata przedstawionego i sposobem, na rozróżnienie bohaterów na tych dobrych i tych złych – warto zauważyć, że „ci dobrzy” nigdy nie wypowiadali się w taki sposób o swoich kobietach i traktowali je dobrze.

Trochę się rozpisałam, więc aby już więcej nie przedłużać, dodam tylko, że książka zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie i cieszę się, że pomimo początkowego zwątpienia zdecydowałam się po nią sięgnąć. Polecam ją bardzo mocno (mimo tych kilku, malutkich minusów), szczerze życzę autorkom powodzenia w dalszej karierze i gratuluję udanego debiutu (ale błaaaaagam, ten drugi tom to ja bym chciała na wczoraj!).




MOJA OCENA


★★★★★★★★✩✩  8/10 



P. 
 (very.little.book.nerd)

10 komentarzy:

  1. Właśnie czytam, jestem w połowie i póki co niezbyt dobre wrażenia, ale nie oceniam nie znając całości, także jeszcze trochę przede mną i zobaczymy jak będzie ostatecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że po skończeniu uznasz, że jednak było warto :)

      Usuń
  2. Pięknie napisana recenzja i zgadzam się z zakończeniem w stu procentach. Sama mam takie zdanie o tej książce i uważam, że każdy autor ma prawo stworzyć świat oraz fabułę taka jaka mu się spodoba, a my jako czytelnicy czytając książkę wcale nie musimy być złymi osobami tylko dlatego, że taka treść nam odpowiada a nie bulwersuje 😊

    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! I świetnie to podsumowałaś, nic dodać, nic ująć! <3

      Usuń
  3. Podpisuje się pod tą recenzją obiema rękoma 💙 A drugi tom może być i na jutro, byle szybko szybko 😁💛

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło! :) Tak, jestem za! Byle tylko najszybciej jak się da!

      Usuń
  4. A co myślisz o zarzucie, że dwaj główni bohaterowie to klasyczne wersje Marry Sue? Umieją wszystko lepiej od innych i bez wysiłku, są najładniejsi i wszyscy ich za to chwalą z natężeniem dziesięciu pochwał na rozdział, mają nadzwyczajne moce, które... wyłączają się gdy fabuła wymaga niebezpieczeństwa. Wielu recenzentom nie podobało się też, że książka dość prosto określa która z dalszych postaci jest dobra a która zła i raz określony typ już się nie zmienia, co zabija suspens.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że bohaterowie są w niektórych aspektach idealizowani (Severo jako najlepszy w walce, Arienne i jej ogromna moc), ale zauważ, że mają też wady. Wybuchy Severo, młodzieńcza głupota Arienne w niektórych sytuacjach... i nie tylko. To sprawia, że zdecydowanie nie uważam ich za takie typowe "Mary Sue", wręcz przeciwnie. Co do prostego i mało zaskakującego określania antagonistów - masz rację. W recenzji nawet wspomniałam o tym, że od samego początku wiemy kogo lubić a kogo nie i rzeczywiście, to trochę przeszkadzało i można to uznać za minus.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Książka z autografem czeka na mnie na regale od jakiegoś czasu, a studia skutecznie uniemożliwiły mi sięgnięcie po takiego grubaska. Z wyjątkiem głupich feministycznych sprzeczek słyszałam o tej książce tak wiele dobrego, a mam ogromną ochotę właśnie na jakiś dobrze wykreowany świat fantastyczny z dużą ilością zwrotów akcji - z Twojej recenzji wynika, że to strzał w dziesiątkę. Jak tylko nadrobię zaległości recenzenckie, biorę się za tę perełkę!
    Pozdrawiam serdecznie,
    gabibooknerd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj rozumiem cię doskonale, studia to największa przeszkoda dla czytania, mam dokładnie ten sam problem :/ Ale bardzo się cieszę że cię zachęciłam i mam nadzieję, że "Klątwa..." trafi w twój gust i się nie rozczarujesz. Jestem ciekawa twojej opinii jak już skończysz! <3

      Usuń