Po „Bliźniętach z lodu” tego autora, które przecież tak
bardzo mi się spodobały, z entuzjazmem zareagowałam na wieść o jego nowej
książce. „Dziecko ognia” było jedną z moich targowych zdobyczy i nie mogłam się
doczekać, aż je przeczytam. Gdy w końcu zabrałam się do lektury, mając nadzieję
na coś nastrojowego, mrocznego i tajemniczego… no cóż, mroźny klimat Kornwalii
udzielił mi się już od pierwszych stron, niestety na grozę i niepokój trzeba
było troszkę poczekać, bo to autor zafundował nam to dopiero pod koniec.
O KSIĄŻCE
„Dziecko ognia” – S.K. Tremayne
Tytuł oryginalny: „The fire child”
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 351
Cena okładkowa: 36,99 zł
FABUŁA
Książka zaczyna się dosyć schematycznie - Rachel Daly
niedawno poślubiła Davida Kerthena, dziedzica ogromnej fortuny, której jego
przodkowie dorobili się, będąc właścicielami licznych kopalni cyny. Jakiś czas
temu w jednej z nich życie straciła poprzednia żona Davida, piękna Nina,
zostawiając małego synka Jamiego pogrążonego w rozpaczy. Rachel za życiową
misję stawia sobie poprawę sytuacji w Carnhallow, chcąc być jak najlepszą
zastępczą matką dla Jamiego. Niestety sytuacja komplikuje się, gdy Jamie
zaczyna mówić różne dziwne rzeczy. Co gorsza, te rzeczy mają później miejsce w
rzeczywistości, co sprawia, że Rachel jest przekonana, że jej przybrany synek
potrafi przewidywać przyszłość. Jeszcze gorzej robi się, gdy Rachel odkrywa, że
być może ze śmiercią Niny jest związanych wiele tajemnic i że policja nie zna
całej prawdy o tamtej feralnej nocy.
BOHATEROWIE
Również bohaterowie w tej książce nie są wybitnie
oryginalni. Rachel, dziewczyna po przejściach, pochodząca z biednej rodziny,
która zaczyna nowe życie u boku przystojnego, bogatego i idealnego Davida,
prawnika z wielkim domem i ślicznym synkiem (swoją drogą nie wiem, czy w
określeniu do Jamiego został użyty inny przymiotnik niż „śliczny”). Poza tym
oczywistym brakiem oryginalności nie mam nic więcej do zarzucenia jeśli chodzi
o bohaterów, chociaż Rachel mogłaby
wykazać nieco więcej stanowczości biorąc sprawy w swoje ręce. Mimo to co jakiś
czas autorowi udało się tak pokierować zachowaniem bohaterów, by wprawić mnie w
zaskoczenie, co mi się spodobało. Zmiany jakie zachodziły w postaciach bywały
nieoczekiwane i powodowały ciekawe zwroty akcji.
STYL AUTORA I WYDANIE
To, co zdecydowanie mi się nie podobało, jeśli chodzi o styl
pisania autora to jego zamiłowanie do częstych opisów krajobrazu – klifów,
morza, wrzosowisk. Wiem, że pomagały wczuć się w klimat Kornwalii, mroźny i
niebezpieczny, jednak denerwowało mnie to, jak spowalniały akcje. Poza tym
autor całkiem nieźle wprowadzał atmosferę grozy i niepokoju, a także stosował
rozmaite zwroty akcji (mniej lub bardziej przewidywalne).
Okładka jest naprawdę ładna i pasuje do klimatu książki, ale
kilka rzeczy mi się nie podoba (tutaj pojawia się ta mała okładkowa
sroka-idealistka). Po pierwsze, ten okrągły „nadruk” informujący, że jest to
„kolejna książka autora bestsellera…”. Tak bardzo nie lubię tego typu wlepek na
okładkach! Jeszcze jedną rzeczą, mogłaby wyglądać nieco inaczej, jest grzbiet –
powinien być w tej niebieskawej kolorystyce.
OGÓLNIE
Ja rozumiem, że jest to thriller psychologiczny, dlatego
wszelakie nadprzyrodzone zjawiska nie mają racji bytu, ale sposób w jaki
zostały wytłumaczone trochę mnie rozczarował. Tyle szału o nic tak naprawdę,
poczułam się przez chwilę jakby cała fabuła opierała się na czymś, co nie miało
sensu. Po niektórych wydarzeniach nastawiłam się na więcej grozy, może jakąś
zawiłą intrygę i przez to końcówka i wyjaśnienie wszystkiego wydało mi się
trochę za spokojne. No i błagam, nie można było chyba wymyślić bardziej
naciąganego wątku niż ten z Rachel i Jamiem (chodzi mi o to, co autor wymyślił
pod sam koniec, kto czytał pewnie się domyśla o co chodzi). Przecież to się na
pierwszy rzut oka wydaje zupełnie nierzeczywiste!
Wiem, że wskoczyło tu nieco więcej krytycznych słów niż
zazwyczaj, ale nie zrozumcie mnie źle. Książka mi się podobała, po prostu
oczekiwałam od niej czegoś bardziej zaskakującego i mrocznego, przez co odrobinkę
się rozczarowałam. Pomijając te naprawdę liczne opisy czyta się ją przyjemnie,
z zainteresowaniem śledziłam rozwój wydarzeń i losy bohaterów. Podsumowując –
nie należy nastawiać się na fajerwerki, ale książka nie jest najgorsza ;)
MOJA OCENA
★★★★★★✩✩✩✩ 6/10
P.
Miałam tę książkę w planach czytelniczych . Po przeczytani Twojej recenzji muszę się poważnie zastanowić czy chcę nadal ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl
Myślę, że warto dać jej szansę, ale jeśli masz w planach coś ciekawszego to na razie daj sobie z nią spokój. Nie jest aż tak dobra, by rzucać wszystko i się za nią zabierać.
UsuńZ tymi opisami krajobrazu to w sumie zależy, jak kto lubi. Osobiście bardzo lubię, chociaż też mnie denerwują, jeśli są przesadzone i w nadmiarze. Szkoda trochę, że fabuła jednak została rozwiązana spokojniej. Nawet thriller psychologiczny ma prawo do nie do końca jasnych wątków i dość wstrząsających wydarzeń :)
OdpowiedzUsuńJasne, zależy od upodobań. Ja też nie lubię, gdy jest ich zbyt wiele, a tu tak moim zdaniem było. A co do fabuły - masz absolutną rację! Tego mi zdecydowanie w tej książce zabrakło. Pozdrawiam :)
UsuńSpodziewałam się więcej po tej książce :(
OdpowiedzUsuńJa tak samo, dlatego trochę się rozczarowałam podczas czytania :(
UsuńKrytyka na pewno jest bardziej wskazana niż przesadne chwalenie niemające podstaw :)
OdpowiedzUsuńRównież uważam, że nie ma co przesadnie chwalić, skoro nie ma za co :) Chociaż zawsze patrzyłam na książki dość łagodnie i trudno mi było je krytykować, ale teraz powoli się tego uczę - skoro coś mi się nie podoba, to mówię o tym wprost :)
Usuń