niedziela, 1 października 2017

"Żerca" - Katarzyna Berenika Miszczuk




„Żerca” to jedna z moich zdobyczy z Warszawskich Targów Książki, kupiona zaledwie kilka dni po premierze. Oczywiście swoje na półce odstała, bo mimo, że cała seria od dawna mnie kusiła, dopiero jakiś czas temu postanowiłam sięgnąć po „Szeptuchę”. Przygody Gosi wciągnęły mnie już od pierwszego tomu, zakochałam się w bohaterach, świetnym poczuciu humoru i naprawdę wciągnęłam się w fabułę. Również tutaj nie mogło być inaczej. Możliwe nawet, że było lepiej niż kiedykolwiek wcześniej!








O KSIĄŻCE

„Żerca” – Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W.A.B
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 495
Cena okładkowa: 34,99 zł









FABUŁA

Wydarzenia z poprzedniego tomu teoretycznie powinny zakończyć temat kwiatu paproci i sporów na temat tego, kto go otrzyma. Niby tak się stało, ale tak czy inaczej bogowie nie zapomnieli o młodej uczennicy Szeptuchy. Szczególnie jeden  z nich, Swarożyc, coraz częściej odwiedza Gosię, nie dając jej zapomnieć o złożonej mu obietnicy (poważnie, moim zdaniem nieźle się na nią uwziął, co chwilę gdzieś się pojawiał i cwaniakował). Oczywiście natrętny bóg to nie jedyne zmartwienie Gosi, gdyż w Bielinach ktoś zaczął polować na nadprzyrodzone istoty. Te, które pozostały przy życiu, za bardzo za Gosią nie przepadają, gdyż zdarzyło jej się już przecież przyczynić do śmierci wąpierza czy strzygi – tak więc oczywiście podejrzenia padają na nią.

W tej części również mamy kilka tradycyjnych, słowiańskich obrzędów, takich jak chociażby Święto Plonów, ale zdecydowanie najbardziej podobał mi się ślub oraz – oczywiście! – wieczór panieński. Ten ostatni został opisany przez autorkę w tak cudowny, zabawny sposób, że zdecydowanie mogę go uznać za jedną z moich ulubionych scen.

Zauważyłam też, że najmniej lubię sceny z istotami nadprzyrodzonymi  - żmij czy ćmy wydają mi się nieco zbyt bajkowe i tylko czekam, aż znikną. O dziwo bogów czy boginek to nie dotyczy, może dlatego, że mimo wszystko są bardziej ludzcy, a przez to wydają się bardziej rzeczywiści.






BOHATEROWIE

W poprzednich częściach nie miałam się do czego przyczepić jeśli chodzi o bohaterów i podobnie będzie teraz (ale troszeczkę pomarudzę, tak dla zasady). Postacie są świetnie wykreowane i nadal uwielbiam ich charaktery. Na szczęście bohaterowie nie stracili swojego poczucia humoru, które jest tak charakterystyczne w tej serii  - szczególnie lubię sceny w których występuje Gosia w duecie z Babą Jagą.

Jeśli chodzi o Gosię, trochę żałuję, że jej hipochondria i odwieczny strach przed kleszczami minęły (kto jeszcze tęskni za strojem antykleszczowym - ręka w górę!). Po trzech książkach z jej udziałem mogę przyznać, że została ona jedną z moich ulubionych głównych bohaterek. ALE, żeby nie było za kolorowo, uważam, że pod sam koniec zachowywała się skrajnie nieodpowiedzialnie i nie raz byłam ewidentnie zła gdy czytałam o jej poczynaniach – jakby zupełnie zapomniała o rozmowie z Mokosz.

Brakowało mi trochę Baby Jagi, która na jakiś czas zniknęła, potrzebując waka… pielgrzymki. Również Mieszko i tym razem postanowił wyjechać, ale na szczęście gdy wrócił okazał się trochę fajniejszy niż wcześniej, więc wybaczyłam mu jego chroniczną nieobecność.  No i warto wspomnieć o nowym, dość ważnym bohaterze - mężczyźnie, który pojawił się w okolicy, by przejąć obowiązki po Mszczuju. Witek całkiem mi się spodobał i przez chwilę nawet kibicowałam jemu i Gosi, ale gdy wrócił Mieszko ich relacja została znacznie ograniczona (ale za to pojawiła się rywalizacja obu panów, która była całkiem zabawna!). A co do udziału Witka w wydarzeniach z końcówki – spodziewałam się tego niemal od początku, ale to nic, nie zepsuło mi to czytania ani trochę.






STYL AUTORKI

Nie chcę kolejny raz powtarzać tego samego i po raz trzeci opisywać charakterystycznych cech stylu pani Miszczuk, dlatego wypowiem się w skrócie. O ile „Szeptuchę” czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie, a już „Noc kupały” trochę gorzej…  uspokajam, „Żerca” pod tym względem bardziej przypomina tom pierwszy.

W fabułę wciągnęłam się tak samo jak to było w przypadku „Szeptuchy” i naprawdę ciężko mi się było oderwać od książki. Tym razem nie brakowało mi humorystycznych scen czy dialogów, które jak zwykle były na wysokim poziomie. Kolejny raz czuć było lekkość pióra pani Miszczuk – powodowało to, że „Żercę” aż chciało się czytać, bo pozbawiony był jakichkolwiek męczących czy nużących scen.






OGÓLNIE

Myślę, że „Żerca” podobał mi się najbardziej ze wszystkich trzech tomów z tej serii (a przypominam, że poprzednie dwa również wspominam bardzo dobrze). Jak zwykle dużo się działo, autorka ciągle czymś zaskakiwała, bohaterowie nie stracili swoich cech charakterystycznych i nadal byli jedną z największych zalet całej książki.

Uwielbiam zarówno ten tom, jak i dwa wcześniejsze i bardzo mocno polecam całą serię, a jeśli ktoś przypadkiem trafił tutaj i jeszcze nie czytał nawet „Szeptuchy” niech czym prędzej nadrabia! A pani Miszczuk narobiła sobie niezłych problemów, bo naprawdę wysoko postawiła poprzeczkę dla kolejnej, z tego co wiem to już ostatniej, części tego cyklu.




MOJA OCENA

★★★★★★★★✩✩   8/10 





P. 
 (very.little.book.nerd)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz