„Żerca” to
jedna z moich zdobyczy z Warszawskich Targów Książki, kupiona zaledwie kilka
dni po premierze. Oczywiście swoje na półce odstała, bo mimo, że cała seria od
dawna mnie kusiła, dopiero jakiś czas temu postanowiłam sięgnąć po „Szeptuchę”.
Przygody Gosi wciągnęły mnie już od pierwszego tomu, zakochałam się w
bohaterach, świetnym poczuciu humoru i naprawdę wciągnęłam się w fabułę. Również
tutaj nie mogło być inaczej. Możliwe nawet, że było lepiej niż kiedykolwiek
wcześniej!
O KSIĄŻCE
„Żerca” –
Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W.A.B
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 495
Cena okładkowa: 34,99 zł
FABUŁA
Wydarzenia z
poprzedniego tomu teoretycznie powinny zakończyć temat kwiatu paproci i sporów
na temat tego, kto go otrzyma. Niby tak się stało, ale tak czy inaczej bogowie
nie zapomnieli o młodej uczennicy Szeptuchy. Szczególnie jeden z nich, Swarożyc, coraz częściej odwiedza
Gosię, nie dając jej zapomnieć o złożonej mu obietnicy (poważnie, moim zdaniem
nieźle się na nią uwziął, co chwilę gdzieś się pojawiał i cwaniakował).
Oczywiście natrętny bóg to nie jedyne zmartwienie Gosi, gdyż w Bielinach ktoś
zaczął polować na nadprzyrodzone istoty. Te, które pozostały przy życiu, za
bardzo za Gosią nie przepadają, gdyż zdarzyło jej się już przecież przyczynić
do śmierci wąpierza czy strzygi – tak więc oczywiście podejrzenia padają na
nią.
W tej części
również mamy kilka tradycyjnych, słowiańskich obrzędów, takich jak chociażby
Święto Plonów, ale zdecydowanie najbardziej podobał mi się ślub oraz –
oczywiście! – wieczór panieński. Ten ostatni został opisany przez autorkę w tak
cudowny, zabawny sposób, że zdecydowanie mogę go uznać za jedną z moich
ulubionych scen.
Zauważyłam
też, że najmniej lubię sceny z istotami nadprzyrodzonymi - żmij czy ćmy wydają mi się nieco zbyt
bajkowe i tylko czekam, aż znikną. O dziwo bogów czy boginek to nie dotyczy,
może dlatego, że mimo wszystko są bardziej ludzcy, a przez to wydają się
bardziej rzeczywiści.
BOHATEROWIE
W poprzednich
częściach nie miałam się do czego przyczepić jeśli chodzi o bohaterów i
podobnie będzie teraz (ale troszeczkę pomarudzę, tak dla zasady). Postacie są
świetnie wykreowane i nadal uwielbiam ich charaktery. Na szczęście bohaterowie
nie stracili swojego poczucia humoru, które jest tak charakterystyczne w tej
serii - szczególnie lubię sceny w
których występuje Gosia w duecie z Babą Jagą.
Jeśli chodzi
o Gosię, trochę żałuję, że jej hipochondria i odwieczny strach przed kleszczami
minęły (kto jeszcze tęskni za strojem antykleszczowym - ręka w górę!). Po
trzech książkach z jej udziałem mogę przyznać, że została ona jedną z moich
ulubionych głównych bohaterek. ALE, żeby nie było za kolorowo, uważam, że pod
sam koniec zachowywała się skrajnie nieodpowiedzialnie i nie raz byłam
ewidentnie zła gdy czytałam o jej poczynaniach – jakby zupełnie zapomniała o
rozmowie z Mokosz.
Brakowało mi
trochę Baby Jagi, która na jakiś czas zniknęła, potrzebując waka… pielgrzymki.
Również Mieszko i tym razem postanowił wyjechać, ale na szczęście gdy wrócił
okazał się trochę fajniejszy niż wcześniej, więc wybaczyłam mu jego chroniczną
nieobecność. No i warto wspomnieć o
nowym, dość ważnym bohaterze - mężczyźnie, który pojawił się w okolicy, by
przejąć obowiązki po Mszczuju. Witek całkiem mi się spodobał i przez chwilę
nawet kibicowałam jemu i Gosi, ale gdy wrócił Mieszko ich relacja została
znacznie ograniczona (ale za to pojawiła się rywalizacja obu panów, która była
całkiem zabawna!). A co do udziału Witka w wydarzeniach z końcówki – spodziewałam
się tego niemal od początku, ale to nic, nie zepsuło mi to czytania ani trochę.
STYL AUTORKI
Nie chcę
kolejny raz powtarzać tego samego i po raz trzeci opisywać charakterystycznych
cech stylu pani Miszczuk, dlatego wypowiem się w skrócie. O ile „Szeptuchę”
czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie, a już „Noc kupały” trochę gorzej… uspokajam, „Żerca” pod tym względem bardziej
przypomina tom pierwszy.
W fabułę
wciągnęłam się tak samo jak to było w przypadku „Szeptuchy” i naprawdę ciężko mi
się było oderwać od książki. Tym razem nie brakowało mi humorystycznych scen
czy dialogów, które jak zwykle były na wysokim poziomie. Kolejny raz czuć było
lekkość pióra pani Miszczuk – powodowało to, że „Żercę” aż chciało się czytać,
bo pozbawiony był jakichkolwiek męczących czy nużących scen.
OGÓLNIE
Myślę, że „Żerca”
podobał mi się najbardziej ze wszystkich trzech tomów z tej serii (a
przypominam, że poprzednie dwa również wspominam bardzo dobrze). Jak zwykle
dużo się działo, autorka ciągle czymś zaskakiwała, bohaterowie nie stracili
swoich cech charakterystycznych i nadal byli jedną z największych zalet całej
książki.
Uwielbiam
zarówno ten tom, jak i dwa wcześniejsze i bardzo mocno polecam całą serię, a
jeśli ktoś przypadkiem trafił tutaj i jeszcze nie czytał nawet „Szeptuchy”
niech czym prędzej nadrabia! A pani Miszczuk narobiła sobie niezłych problemów,
bo naprawdę wysoko postawiła poprzeczkę dla kolejnej, z tego co wiem to już
ostatniej, części tego cyklu.
MOJA OCENA
★★★★★★★★✩✩ 8/10
P.
(very.little.book.nerd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz