Pamiętacie,
że jakiś czas temu wrzucałam zapowiedź książki „The King’s Men”? Mówiłam wam
wtedy, że mam zaszczyt objąć ją patronatem medialnym. Link do tej zapowiedzi i
do kilku początkowych rozdziałów - o TUTAJ.
Teraz, gdy premiera zbliża się wielkimi krokami, czas w końcu podzielić się z
wami moją opinią o niej. Ale wiecie co? Trochę się boję, że nie znajdę
odpowiednich słów, by opisać to, jak bardzo jestem nią zachwycona. Bo mogę was
zapewnić, że chyba jeszcze żadna książka nie wywołała we mnie takiej burzy
emocji.
O
KSIĄŻCE
„The King’s Men” – Nora Sakavic
Seria: „All for the game” - tom 3
Wydawnictwo Niezwykłe
Data wydania: 26.02.2020
Ilość stron: 479
Cena okładkowa: 44,90 zł
Gdy
Neil Josten zjawił się na Uniwersytecie Palmetto i dołączył do drużyny Lisów,
był bardziej niż pewien, że ze względu na swoją przeszłość nie przeżyje w nowym
miejscu nawet roku. Ten rok właśnie dobiega końca, a chłopak nadal jest tego
zdania, bo chociaż ma więcej powodów by żyć, niż kiedykolwiek wcześniej, jego
wrogowie nic sobie z tego nie robią. Niebezpieczeństwo czyha na niego z każdej
strony. Choć Neil starał się nie nawiązywać z Lisami przyjaźni i zachować
dystans, pewne rzeczy okazały się silniejsze od niego. Szczególnie uczucie,
które pojawiło się między nim i Andrew. Równe silne jest też pragnienie, by
dokonać niemożliwego i doprowadzić Lisy do zwycięstwa. Jednak powiedzenie, że
będzie to walka na śmierć i życie, nie jest wcale przenośnią, bowiem Riko nie
jest jedynym potworem w życiu Neila.
Żeby nie zdradzać
szczegółów, o fabule nie powiem wam nic więcej. Powtórzę jednak to, co już
napisałam we wstępie – emocji, które wywołała we mnie ta książka, nie umiem
opisać słowami. Zacznę może od tego, że intrygi, które zafundowała nam tutaj
autorka, są lepsze niż w niejednym thrillerze. Akcja, która dzieje się gdzieś w
środku i jest po prostu elementem całości, w innej książce ze spokojem mogłaby
być akcją kulminacyjną (i myślę, że czytelnik byłby zadowolony z tak mocnego
zakończenia). Ale nie, tutaj to nie jest ten ostateczny „bum”, to dopiero
początek. Samo zakończenie dosłownie mnie powaliło. Po prostu położyłam się na
łóżku i patrzyłam w sufit, starając się pozbierać myśli.
Jeśli chodzi o relacje
między bohaterami, to autorka naprawdę dała z siebie wszystko. Napięcie między
nimi było tak odczuwalne, że podczas czytania nie raz przechodziły mnie ciarki.
Wątki romantyczne pojawiły się tak naprawdę dopiero w tej części, ale
spokojnie, nie zdominowały fabuły, były jedynie świetnym dodatkiem. Tak
naprawdę jestem pod wrażeniem, bo tyle namiętności, ile ujęte zostało w tych
kilku scenach w „The King’s Men”, nie ma czasami w całej książce stojącej w
dziale z romansami. Ale oprócz tych pozytywnych relacji świetnie przedstawione zostały
również te toksyczne, wyniszczające. Naprawdę wielkie brawa dla autorki za to,
co tutaj zrobiła.
Kolejną rzeczą, która
mnie zachwyciła, było oczywiście Exy. I mówi wam to największa antyfanka sportu!
Zastanawiam się po prostu, jaki talent trzeba mieć, żeby wymyśleć od zera całą
dyscyplinę sportową, razem ze wszystkimi zasadami i regulaminami, a potem
opisywać ją w taki sposób, żeby nie tylko nie zanudzić czytelnika, ale wręcz go
zachwycić! Rozgrywki, mecze i treningi to zdecydowanie jedna z zalet tej
książki. Ale żeby nie było, że tylko zachwycam, z Exy związana jest chyba
jedyna rzecz, o której mogę powiedzieć złe słowo – czasami nadużywane było
nazywanie Neila napastnikiem, Andrew bramkarzem i tak dalej… jakby pozycje, na
których grają, były ich drugimi imionami. To chyba jedyna rzecz, która czasami
irytowała mnie podczas czytania.
Cóż więcej mogę wam
powiedzieć. Sama fabuła jest oczywiście maksymalnie ciekawa, wciągnęła mnie od
pierwszych stron (chociaż musiałam zrobić sobie najpierw błyskawiczny
re-reading drugiego tomu, bo kilku rzeczy już nie pamiętałam). Niektóre sceny
są szokujące, inne wywołują takie emocje, że z jednej strony chciałam na moment
odłożyć książkę i ochłonąć, z drugiej za wszelką cenę chciałam czytać ją dalej.
Bohaterowie są genialni, wszyscy bez wyjątku skradli moje serce, a Neil i
Andrew oczywiście znajdują się w ścisłej czołówce.
Chyba nie muszę mówić,
że polecam wam „All for the game”? Nawet jeśli „The Foxhole Court” was nie
zachwyci, uznacie że jest po prostu okej, ale nie ma w nim niczego
szczególnego, nie zniechęcajcie się. „The Raven King” jest dużo lepszy, a „The
King’s Men” to totalna miazga, książka, która na długo zostanie w waszej
pamięci i którą będziecie naprawdę dobrze wspominać. Jestem maksymalnie dumna,
że mogłam wziąć ją pod swoje skrzydła i objąć patronatem.
★★★★★★★★★★ 10/10
P.
(very.little.book.nerd)
Serdecznie gratuluję ciekawego paczkomatu.
OdpowiedzUsuńOczywiście miało być patronatu. 😊
UsuńHahahah dziękuję ślicznie! <3
UsuńChoć Twoja recenzja jest świetna, to jakoś mnie nie przekonuje do tej książki. Ale może kiedyś.
OdpowiedzUsuńSięgnij przy okazji po pierwszy tom. Jeśli chociaż trochę cię zaintryguje, to czytaj dalej :)
UsuńKsiążki, które wzbudzają takie emocje są moim zdaniem najbardziej wartościowe.
OdpowiedzUsuńO tak! O tej będę pamiętać długo, właśnie dzięki emocjom towarzyszącym mi podczas lektury :)
UsuńTo zdecydowanie nie są moje klimaty czytelnicze, dlatego odpuszczę sobie ich lekturę.
OdpowiedzUsuńNic na siłę! :)
UsuńSłyszalam o tej serii, ale jeszcze nie miałam okazji jej czytać. Na razie pomimo pozytywnej recenzji nie mam czasu jej nadrabiać.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Znam ten brak czasu, nawet na książki, które bardzo mnie ciekawią! :) Ale pamiętaj o niej, może kiedyś znajdziesz chwilę :)
UsuńNa razie mówię jej nie, przeczytałam tylko 1 tom i nie podobała mi się tak mocno, że chciałabym od razu przeczytać resztę ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mi pierwszy tom bardziej przypadnie do gustu. ;)
UsuńTak jak pisałam, pierwszy tom rzeczywiście nie jest aż tak porywający. Ale im dalej, tym lepiej! :D
UsuńKojarzę te okładki, ale nie sądzę, żeby była to seria dla mnie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem! Nie każdemu przypadnie ona do gustu :)
UsuńJa jeszcze czekam na swój egzemplarz. Mam nadzieję, że na dniach przyjdzie :)
OdpowiedzUsuńJa też nie mam jeszcze papierowego egzemplarza, ale również nie mogę się go już doczekać :)
UsuńFajnie, że to Twoim zdaniem taki udany patronat.
OdpowiedzUsuńGdyby książka mi się nie podobała, to nie decydowałabym się na patronowanie jej - przecież to by nie miało sensu :)
UsuńA ja, jak wiesz, skusiłam się na pierwszy tom. ;)
OdpowiedzUsuńO tak! Niedługo zacznę ogarniać grupkę i będziemy się ze wszystkim dogadywać <3
UsuńMnie pierwszy tom raczej średnio zachęcił do reszty... Ot, nic nazbyt ciekawego. Choć była to moja pierwsza współpraca recenzencka i mam do tej serii ogromny sentyment :)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom rzeczywiście nie był wybitny. Ale każdy kolejny jest coraz lepszy <3
UsuńMuszę nadrobić poprzednie tomy
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Tylko nie zraź się, jeśli pierwszy średnio ci się spodoba <3
UsuńGratuluję patronatu, ale sama książka to chyba nie do końca mój gatunek. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo <3
Usuń