sobota, 22 lutego 2020

"The King’s Men” – Nora Sakavic | Patronat |



            Pamiętacie, że jakiś czas temu wrzucałam zapowiedź książki „The King’s Men”? Mówiłam wam wtedy, że mam zaszczyt objąć ją patronatem medialnym. Link do tej zapowiedzi i do kilku początkowych rozdziałów - o TUTAJ. Teraz, gdy premiera zbliża się wielkimi krokami, czas w końcu podzielić się z wami moją opinią o niej. Ale wiecie co? Trochę się boję, że nie znajdę odpowiednich słów, by opisać to, jak bardzo jestem nią zachwycona. Bo mogę was zapewnić, że chyba jeszcze żadna książka nie wywołała we mnie takiej burzy emocji.







O KSIĄŻCE

„The King’s Men” – Nora Sakavic
Seria: „All for the game” - tom 3
Wydawnictwo Niezwykłe 
Data wydania: 26.02.2020
Ilość stron: 479
Cena okładkowa: 44,90 zł







            Gdy Neil Josten zjawił się na Uniwersytecie Palmetto i dołączył do drużyny Lisów, był bardziej niż pewien, że ze względu na swoją przeszłość nie przeżyje w nowym miejscu nawet roku. Ten rok właśnie dobiega końca, a chłopak nadal jest tego zdania, bo chociaż ma więcej powodów by żyć, niż kiedykolwiek wcześniej, jego wrogowie nic sobie z tego nie robią. Niebezpieczeństwo czyha na niego z każdej strony. Choć Neil starał się nie nawiązywać z Lisami przyjaźni i zachować dystans, pewne rzeczy okazały się silniejsze od niego. Szczególnie uczucie, które pojawiło się między nim i Andrew. Równe silne jest też pragnienie, by dokonać niemożliwego i doprowadzić Lisy do zwycięstwa. Jednak powiedzenie, że będzie to walka na śmierć i życie, nie jest wcale przenośnią, bowiem Riko nie jest jedynym potworem w życiu Neila.

Żeby nie zdradzać szczegółów, o fabule nie powiem wam nic więcej. Powtórzę jednak to, co już napisałam we wstępie – emocji, które wywołała we mnie ta książka, nie umiem opisać słowami. Zacznę może od tego, że intrygi, które zafundowała nam tutaj autorka, są lepsze niż w niejednym thrillerze. Akcja, która dzieje się gdzieś w środku i jest po prostu elementem całości, w innej książce ze spokojem mogłaby być akcją kulminacyjną (i myślę, że czytelnik byłby zadowolony z tak mocnego zakończenia). Ale nie, tutaj to nie jest ten ostateczny „bum”, to dopiero początek. Samo zakończenie dosłownie mnie powaliło. Po prostu położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit, starając się pozbierać myśli.






Jeśli chodzi o relacje między bohaterami, to autorka naprawdę dała z siebie wszystko. Napięcie między nimi było tak odczuwalne, że podczas czytania nie raz przechodziły mnie ciarki. Wątki romantyczne pojawiły się tak naprawdę dopiero w tej części, ale spokojnie, nie zdominowały fabuły, były jedynie świetnym dodatkiem. Tak naprawdę jestem pod wrażeniem, bo tyle namiętności, ile ujęte zostało w tych kilku scenach w „The King’s Men”, nie ma czasami w całej książce stojącej w dziale z romansami. Ale oprócz tych pozytywnych relacji świetnie przedstawione zostały również te toksyczne, wyniszczające. Naprawdę wielkie brawa dla autorki za to, co tutaj zrobiła.

Kolejną rzeczą, która mnie zachwyciła, było oczywiście Exy. I mówi wam to największa antyfanka sportu! Zastanawiam się po prostu, jaki talent trzeba mieć, żeby wymyśleć od zera całą dyscyplinę sportową, razem ze wszystkimi zasadami i regulaminami, a potem opisywać ją w taki sposób, żeby nie tylko nie zanudzić czytelnika, ale wręcz go zachwycić! Rozgrywki, mecze i treningi to zdecydowanie jedna z zalet tej książki. Ale żeby nie było, że tylko zachwycam, z Exy związana jest chyba jedyna rzecz, o której mogę powiedzieć złe słowo – czasami nadużywane było nazywanie Neila napastnikiem, Andrew bramkarzem i tak dalej… jakby pozycje, na których grają, były ich drugimi imionami. To chyba jedyna rzecz, która czasami irytowała mnie podczas czytania.

Cóż więcej mogę wam powiedzieć. Sama fabuła jest oczywiście maksymalnie ciekawa, wciągnęła mnie od pierwszych stron (chociaż musiałam zrobić sobie najpierw błyskawiczny re-reading drugiego tomu, bo kilku rzeczy już nie pamiętałam). Niektóre sceny są szokujące, inne wywołują takie emocje, że z jednej strony chciałam na moment odłożyć książkę i ochłonąć, z drugiej za wszelką cenę chciałam czytać ją dalej. Bohaterowie są genialni, wszyscy bez wyjątku skradli moje serce, a Neil i Andrew oczywiście znajdują się w ścisłej czołówce.

Chyba nie muszę mówić, że polecam wam „All for the game”? Nawet jeśli „The Foxhole Court” was nie zachwyci, uznacie że jest po prostu okej, ale nie ma w nim niczego szczególnego, nie zniechęcajcie się. „The Raven King” jest dużo lepszy, a „The King’s Men” to totalna miazga, książka, która na długo zostanie w waszej pamięci i którą będziecie naprawdę dobrze wspominać. Jestem maksymalnie dumna, że mogłam wziąć ją pod swoje skrzydła i objąć patronatem.



MOJA OCENA

★★★★★★★★★★    10/10
P. 
 (very.little.book.nerd)



28 komentarzy:

  1. Serdecznie gratuluję ciekawego paczkomatu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć Twoja recenzja jest świetna, to jakoś mnie nie przekonuje do tej książki. Ale może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgnij przy okazji po pierwszy tom. Jeśli chociaż trochę cię zaintryguje, to czytaj dalej :)

      Usuń
  3. Książki, które wzbudzają takie emocje są moim zdaniem najbardziej wartościowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! O tej będę pamiętać długo, właśnie dzięki emocjom towarzyszącym mi podczas lektury :)

      Usuń
  4. To zdecydowanie nie są moje klimaty czytelnicze, dlatego odpuszczę sobie ich lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszalam o tej serii, ale jeszcze nie miałam okazji jej czytać. Na razie pomimo pozytywnej recenzji nie mam czasu jej nadrabiać.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten brak czasu, nawet na książki, które bardzo mnie ciekawią! :) Ale pamiętaj o niej, może kiedyś znajdziesz chwilę :)

      Usuń
  6. Na razie mówię jej nie, przeczytałam tylko 1 tom i nie podobała mi się tak mocno, że chciałabym od razu przeczytać resztę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że mi pierwszy tom bardziej przypadnie do gustu. ;)

      Usuń
    2. Tak jak pisałam, pierwszy tom rzeczywiście nie jest aż tak porywający. Ale im dalej, tym lepiej! :D

      Usuń
  7. Kojarzę te okładki, ale nie sądzę, żeby była to seria dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jeszcze czekam na swój egzemplarz. Mam nadzieję, że na dniach przyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie mam jeszcze papierowego egzemplarza, ale również nie mogę się go już doczekać :)

      Usuń
  9. Fajnie, że to Twoim zdaniem taki udany patronat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby książka mi się nie podobała, to nie decydowałabym się na patronowanie jej - przecież to by nie miało sensu :)

      Usuń
  10. A ja, jak wiesz, skusiłam się na pierwszy tom. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Niedługo zacznę ogarniać grupkę i będziemy się ze wszystkim dogadywać <3

      Usuń
  11. Mnie pierwszy tom raczej średnio zachęcił do reszty... Ot, nic nazbyt ciekawego. Choć była to moja pierwsza współpraca recenzencka i mam do tej serii ogromny sentyment :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy tom rzeczywiście nie był wybitny. Ale każdy kolejny jest coraz lepszy <3

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Tylko nie zraź się, jeśli pierwszy średnio ci się spodoba <3

      Usuń
  13. Gratuluję patronatu, ale sama książka to chyba nie do końca mój gatunek. :)

    OdpowiedzUsuń