Odkąd na instagramie u Kacpra (którego blog możecie znaleźć
tutaj: Men’s books!) mignęła mi ta książka i pozytywna opinia o niej, uznałam,
że muszę ją przeczytać. Fizykę lubię, Einsteina kojarzę, ale no jak to, o jego
żonie nie wiem zupełnie nic! Nawet Internet nie ma o niej za dużo do
powiedzenia. Szczególnie zachęciło mnie hasło na okładce, głoszące, że „Teorię
względności stworzyłA Einstein”. Jak to? Dlaczego w takim razie uczą nas w
szkołach tylko o Albercie? Ile w tym zdaniu jest prawdy? Musiałam dostać
odpowiedź na te pytania!
O KSIĄŻCE
Pani Einstein – Marie Benedict
Tytuł oryginalny: „The Other Einstein”
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Data wydania: 2017
Ilość stron: 366
Cena okładkowa: 39,90 zł
FABUŁA
Młoda i niezwykle inteligentna oraz ambitna dziewczyna,
Mileva Marić, zaczyna studiować fizykę na uniwersytecie w Zurychu. Jest do dla
niej spełnienie marzeń, a także – według niej – jedyna szansa na dobrą
przyszłość. Jako kaleka nie ma szans na znalezienie męża i założenie rodziny,
postanawia więc skupić się na tym co kocha – na nauce. Wbrew wszelkim
przeciwnościom, takim jak chociażby jawna niechęć wykładowców do Milevy jako
kobiety, osiąga ona bardzo dobre wyniki. Co nieco ją dziwi, już pierwszego dnia
nauki inny student, Albert Einstein, zaczyna zwracać na nią uwagę. Mileva
jednak nie ma zamiaru tracić na niego czasu i ucieka od jego towarzystwa. Jak
można się domyślić chociażby po samym tytule – raczej jej się to nie
udaje. Jak dalej potoczyła się jej
historia? Sielanka, osiągnięcia naukowe, mąż i szczęśliwa rodzina wbrew
oczekiwaniom wszystkich, nawet jej samej? No cóż, nie do końca…
„Pani Einstein” klasyfikowana jest jako fikcja historyczna i
biografia fabularyzowana. Sama autorka nie ukrywa, że część wydarzeń zmyśliła,
część podkoloryzowała, a tylko część oparła na tym, co rzeczywiście wiadomo o
Milevie Marić. Gdyby dowody na to, o czym napisała w tej książce, rzeczywiście
istniały, cały świat już by o tym huczał. Tymczasem istnieją jedynie wskazówki,
głównie w formie listów pomiędzy Milevą a Albertem, z których można
wywnioskować, że pierwsza żona Einsteina odgrywała pewną rolę w jego pracach
naukowych. Jak dużą i jak bardzo istotną? Tego nie wiemy i możemy się jedynie
domyślać. To właśnie zrobiła Marie Benedict. Dopisała swoją wersję wydarzeń do
tych nielicznych skrawków historii Einsteinów, które faktycznie znamy, tworząc
historię, która równie dobrze może mieć wiele wspólnego z prawdą, jak i być
niemal całkowicie abstrakcyjna.
BOHATEROWIE
Kwestia odpowiedniego podejścia do bohaterów jest w tym
przypadku dosyć trudna. Po przeczytaniu książki sama nie wiem, jak ich
postrzegać. Problemem jest to, że w „Pani Einstein” występują rzeczywiste
postacie – chociażby sam Albert, jakby nie patrzeć człowiek dosyć znany. Wiem,
że część wydarzeń, sytuacji i zachowań bohaterów w tej książce to fikcja, ale
czytając miałam cały czas zakodowanie, że czytam o Einsteinie i teraz ciężko mi
oddzielić prawdziwego Alberta od tego fikcyjnego, wykreowanego przez autorkę. Muszę przypominać sobie, by nie oceniać tego
naukowca przez pryzmat tego, co przeczytałam w „Pani Einstein”, a jest to o
tyle istotne, że autorka raczej nie starała się przedstawiać go w samych
superlatywach. Będę szczera, Einstein z książki to skończony dupek.
Mileva natomiast to silna i szalenie inteligentna kobieta,
która przeszła strasznie dużo. Podziwiam ją szczególnie za jej postawę na samym
końcu, ale nie tylko. Potrzeba było wiele siły by podźwignąć się po wszystkich tragediach
i rozczarowaniach które ją spotkały. Ale znowu – myślę teraz o bohaterce fikcyjnej,
bo czy taka była prawdziwa Mileva Marić – tego nie wiem.
STYL AUTORKI I
WYDANIE
Nie można powiedzieć, że fabuła tej książki porywa, ale w
końcu nie mamy do czynienia z powieścią przygodową czy pełnym akcji thrillerem.
Jest to literatura obyczajowa, można ją od biedy podpiąć do biografii i w takim
właśnie klimacie jest utrzymana. Autorka w równiej mierze skupia się na akcji,
jak i na opisach, przemyśleniach bohaterów, szczególnie Milevy, analizie jej
postępowania i uczuć. To zdecydowanie trzeba jej przyznać - Marie Benedict bardzo
dobrze dobiera charakter i klimat w jakim utrzymuje dany fragment, do wydarzeń,
jakie w nim występują. Szczególnie końcówka jest utrzymana w idealnym tonie. To
bardzo pomaga wczuć się w akcje oraz zrozumieć uczucia bohaterów.
„Pani Einstein” ma ciekawą okładkę, która pokazuje, jak
tajemniczą osobą była, jest i będzie Mileva. Podobają mi się fizyczne wzory i rysunki
w tle – wyglądają przerażająco, ale to fajne uczucie, wiedzieć o co w nich
chodzi ;)
OGÓLNIE
„Pani Einstein” to książka nie dla każdego. Ja sama sportem
się nie interesuję, więc książka o znanym sportowcu by mnie nie zaciekawiła –
dlaczego więc książka o wybitnym fizyku i jego żonie ma interesować kogoś, kto
nie lubi fizyki czy chociażby samej szeroko pojętej nauki? Warto też nastawić się na spokojną
akcję, ale za to sporo emocji i kilka szokujących wydarzeń – szczególnie później.
Książka jest dobra, a nawet bardzo dobra i jedyne, co mi „przeszkadza”,
to ciekawość, która ogarnęła mnie po jej przeczytaniu i dręczące mnie pytanie –
ile prawdy jest w opisanych przez autorkę wydarzeniach?
MOJA OCENA
★★★★★★★★✩✩ 8/10
P.
(very.little.book.nerd)
Intrygujący tytuł. Lubię czasem sięgnąć po obyczajówki, myślę, że i ta pozycja mogłaby mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńPolecam, szczególnie jeśli interesuje cię temat dyskryminacji kobiet w świecie nauki :)
Usuń