Strasznie nie lubię sytuacji, gdy mam na jakąś książkę
ogromną ochotę, a okazuje się ona niewypałem. Niestety tak było i tym razem.
Zawsze gdy piszę negatywną recenzję trochę biję się z myślami, bo co jeśli
kogoś do danej książki zniechęcę, a gdybym tego nie zrobiła, ona by mu się
wyjątkowo spodobała? Więc ostrzegam – czytacie na własną odpowiedzialność, bo
chociaż na półce z największymi katastrofami absolutnie bym jej nie postawiła,
to jednak trochę sobie dziś pomarudzę.
O KSIĄŻCE
„Okrutnik. Dziedzictwo krwi” – Aleksandra Rozmus
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo Novae Res
Ilość stron: 327
Cena okładkowa: 33 zł
FABUŁA
Właściwie trudno mi opisać fabułę tej książki. Mamy naszego
głównego bohatera, Stanisława, który jest Okrutnikiem – walczy z demonami na
zlecenie bogów i chroni przed nimi zwykłych śmiertelników, którzy nie zdają
sobie sprawy z ich obecności. Nagle na jego drodze pojawia się Amelia, na pozór
zwykła dziewczyna, która nie ma ostatnio łatwo w życiu – i którą bogowie, nie
wiedzieć czemu, wzięli sobie na celownik. Głównym zadaniem Staśka staje się od
tej pory obrona Amelii przed demonicznymi wysłannikami Welesa, boga będącego „tym
złym”. Oprócz tego śledzimy też część historii z punktu widzenia wiły
Dobrogniewy, która otrzymuje zadanie pozbycia się naszego sympatycznego
Okrutnika. Gdzieś tam pojawiają się jeszcze zapowiedzi nadciągającej
apokalipsy, ale na razie na samych zapowiedziach się kończy, autorka pewnie
rozwinie ten wątek w kolejnym tomie.
Fabuła nie była zła, ale nie porwała mnie jakoś szczególnie.
Chociaż z zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów i chciałam wiedzieć, co
będzie dalej, nie było tak, że nie byłam w stanie oderwać się od książki. Najbardziej
przeszkadzał mi w sumie fakt, że fabuła nie ma żadnego punktu kulminacyjnego.
Tak jakby autorka tylko zaczęła historię, którą chce rozwinąć w kolejnym tomie.
Trochę szkoda, jestem przyzwyczajona, że w tego typu książkach fabuła jednak
dokądś dąży, że pod koniec dzieje się coś wielkiego. Tu akcja utrzymuje stałe
tempo przez całą książkę.
BOHATEROWIE
Jedynym bohaterem, którego naprawdę szczerze polubiłam, był
nasz Okrutnik Stasiek. Też miał swoje wady, ale podobał mi się jego sposób
myślenia i podejście do życia.
Amelia nie zdobyła za bardzo mojej sympatii. Owszem, starała
się coś tam ze swoim życiem zrobić, jakoś ogarnąć trudną sytuację rodzinną, ale
niestety, jej głupota nie jeden raz mnie zdenerwowała. Przykład? Proszę bardzo.
Dowiedziała się, że powinna jak najszybciej wrócić do domu, więc pobiegła do
mieszkania się spakować. Co robi w mieszkaniu? Dowiadujemy się, że dwie godziny
siedziała i gapiła się w ścianę, nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu.
Serio? Nie wspomnę oczywiście o jej wycieczkach do lasu, mimo że dobrze
wiedziała, że jest tam dla niej wybitnie niebezpiecznie, a łaziła tam kiedy
tylko miała okazję. Namiętnych czułości w środku tego groźnego lasu z jakimś
przypadkowym człowiekiem którego widziała może trzeci raz w życiu (bo zawsze
pojawiał się przy niej w najbardziej niespodziewanych momentach, a nie ma w tym
przecież absolutnie nic podejrzanego, no gdzie tam) nie muszę nawet komentować,
prawda?
Pozostali bohaterowie nie byli specjalnie wyraziści.
Pojawiali się znikąd, stając się przyjaciółmi głównych bohaterów, albo nagle
znikali, zupełnie jakby nigdy ich nie było (jak na przykład siostra Staśka,
Milena, albo płanetnik Grzesiek). Przez to ciężko było poczuć z związku z nimi
jakiekolwiek emocje.
STYL AUTORKI I
WYDANIE
Jedną z rzeczy, na które zwróciłam uwagę na samiutkim
początku, są bardzo słabe, nienaturalne dialogi. Wrażenie to utrzymywało się
niestety przez całą książkę. Dla mnie (myślę, że dla wielu czytelników również)
jest to o tyle irytujące, że nie umiem się po prostu wczuć w sytuację bohaterów i utożsamić się z nimi,
jeśli wypowiadają się w totalnie nienaturalny i przesadnie oficjalny sposób.
Nie podobało mi się też często stosowane przez autorkę
omijanie części wydarzeń jednym zdaniem. Na przykład gdy bohaterowie poznali
się z barze: zamienili ze sobą może dwa zdania, potem czytamy że „siedzieli tak
aż do północy” i tyle tak naprawdę wiemy z ich spotkania. Bez żadnego budowania
relacji między nimi ani niczego podobnego… Tak samo (co gorsza!) były
traktowane sceny walki, których wyrazistości mi tu zdecydowanie brakowało. Były
opisywane tak, jakby dla Staśka te potyczki były tylko formalnością, a
większość potworów nie umiała się bronić – dwa zdania o tym jak zbliża się do
potwora i go dźga i na tym koniec. Zero napięcia, zero poczucia zagrożenia, nic.
Jeśli chodzi o wydanie – okładka bardzo mi się podoba,
przyciąga wzrok i jest stonowana, ale nie nudna. Miałam tylko problem z
rozłożeniem książki na płasko. Nie wiem, jak została sklejona, ale nie da się
jej po prostu rozłożyć!
CO MI TAK WŁAŚCIWIE
NIE PASOWAŁO? (SPOJLERY)
Uznałam, że przy tej recenzji dodam dodatkowy akapit,
którego zazwyczaj nie piszę. Wcześniej trochę pomarudziłam, a nie chcę, żeby to
było takie marudzenie „bo tak”, dlatego zaraz opiszę wam kilka sytuacji z
książki, które wpłynęły na moją negatywną ocenę. Będą oczywiście spojlery,
dlatego jeśli mimo wszystko jesteście zdecydowani przeczytać „Okrutnika”, przeskoczcie
do kolejnej części :)
Sytuacja pierwsza –
Stasiek idzie do swojego przyjaciela Rudego, ale go nie zastaje. Uznaje to za
dziwne, bo mężczyzna nigdy tak nie znikał, ale postanawia wrócić następnego
dnia. Decyduje, że jeśli wtedy również Rudego nie będzie, zacznie poszukiwania.
No i co robi Stasiek? Tak bardzo przejął się nowo poznaną dziewczyną, że
totalnie zapomniał o zniknięciu przyjaciela. Przypomniał sobie o nim po
tygodniu (!) i nie wydawał się tym szczególnie przejęty faktem, że od Rudego
nadal nie miał żadnych wieści.
Dalej – Amelia znajduje rannego Staśka, woła pomoc, a gdy ta
nadchodzi, ona z wrażenia mdleje. Budzi się w szpitalu a wszyscy skaczą wokół
niej mówiąc o strasznych rzeczach które rzekomo przeszła. Halo, to nie ona
została zaatakowana, ona tylko zemdlała! Zastanawiałam się wtedy czy może nie
pomięłam jakiejś części historii, czy nie brakuje mi może kilku kartek…
Niestety wiele było podobnych wydarzeń zmuszających mnie do kontrolnego
spojrzenia na kolejne numery stron.
Komunikacja w tej książce. Okej, Stasiek nie ma Internetu i
za kontakt ze światem służy mu stary, zabytkowy telefon. Ale go ma. Więc
dlaczego jego mama panikowała, że przez tydzień nie mogła spać ani jeść z
nerwów, bo syn się do niej nie odzywał? Nie mogła zadzwonić? Mało tego, chłopak
niemal codziennie odwiedza ją, idąc do niej miłym spacerkiem, co sugeruje, że
mieszkali blisko siebie. Więc ona nie mogła przez ten tydzień zajść do niego i
zobaczyć, co się z nim dzieje? Albo chociaż wysłać Milenę? Wyjątkowo nie lubię
jakich nielogicznych sytuacji i zachowań bohaterów.
Kolejna sprawa – na początku dowiadujemy się, że na Staśku
wszystko świetnie się goi i nawet ciężkie, głębokie rany po niedługim czasie są
już niewidoczne. Co w takim razie z jego oczami? One nie mogły się
zregenerować? Wydaje mi się, że autorka powinna lepiej wyjaśnić tę kwestię –
jak właściwie to uzdrawianie działa i dlaczego akurat oczu nie obejmowało, bo
przez drugą połowę książki niesamowicie mnie to pytanie nurtowało.
Możecie uznać że marudzę. Nie wiem, może tak jest. Ale takie
nielogiczne błędy po prostu przeszkadzały mi w czytaniu i znacząco zaniżyły
moją ocenę. To nie są oczywiście wszystkie tego typu sytuacje, ale nie będę z
tej opinii robić wypracowania na dziesięć stron. Chciałam tylko przybliżyć wam,
czego mniej więcej można się tutaj spodziewać. Nie mówię przez to, że cała
fabuła nie ma sensu, nie jest tak. Ale dużo – za dużo – takich małych,
irytujących sytuacji wpłynęło na to, że książkę oceniam tak nisko.
OGÓLNIE
W książce zabrakło mi nieco opisów słowiańskich demonów. Ja
znałam już południce, strzygi czy płanetników chociażby z Szeptuchy pani Katarzyny Miszczuk (obie
książki są bardzo do siebie podobne jeśli chodzi o tematykę, co zauważyłam już
na pierwszych stronach), ale gdybym jej wcześniej nie czytała, trochę bym się
pogubiła – co robi dany demon, czym się charakteryzuje i w jakim sposób
„powstał”?
Nie będę się szczególnie rozpisywać, bo już opisałam chyba
wszystko, co mi leżało na sercu. Pewnie dało się zauważyć, że nie jestem tą
książką szczególnie zachwycona. Nie było tragicznie źle, ale im bardziej
skupiałam się na błędach lub irytujących mnie rzeczach, tym więcej ich
wyłapywałam. Niestety, nie będę „Okrutnika” wspominała zbyt ciepło, a fabuła
ani żadne szczegóły pewnie nie zapadną mi w pamięci na długo. Przeczytałam, nie
było źle, ale zachwycać się nie ma czym.
MOJA OCENA
★★★★✩✩✩✩✩✩ 4/10
P.
(very.little.book.nerd)
Za egzemplarz, przemiłą dedykację i możliwość przeczytania
książki bardzo serdecznie dziękuję autorce!
Starałam się być szczera w mojej opinii, ale trzymam kciuki za Pani
dalszą karierę pisarską. Wszyscy wiemy, że początki są trudne, a potem jest
tylko lepiej :)
Raczej się nie skuszę, ale miło mi czytało się Twoją recenzję.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Bardzo miło mi to słyszeć, dziękuję! :)
UsuńNie słyszałam o tej książce, i raczej po nią nie sięgnę ale świetna recenzja :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie:
okularnicaczyta.blogspot.com
Dziękuję bardzo! Książka jest dość nowa i niezbyt znana, więc mogłaś o niej nie słyszeć ;)
UsuńO hejcie to ty musisz się jeszcze dużo nauczyć, ale idzie ci już dobrze :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Girl in books
Uczę się od najlepszych! :D
UsuńKsiążka ma świetny opis, interesujący klimat, ale te błędy. Nienawidzę nienaturalnych dialogów. Narazie nie skuszę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńTak, opis mnie skusił i spodziewałam się czegoś super, ale niestety się zawiodłam :/ Dialogi to dramat. Nie lubię krytykować książek, ale tej nie polecam :/
UsuńPierwszy raz widzę i słyszę o tek książce i wydaje mi się, że nie jest ona dla mnie
OdpowiedzUsuńGrovebooks :)
Nie jest zbyt popularna ;) Tym bardziej odradzam!
UsuńMam ochotę zmierzyć się z tą książką i zobaczyć jaka będzie moja opinia ;) świetna recenzja ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Śmiało, najlepiej jest wyrobić sobie własną opinię! Może akurat tobie się spodoba. Dziękuję <3
UsuńA ta okładka tak przyciąga 🤤 Zła opinia to też opinia, i uważam że nawet taka może przyciagnąć czytelnika. Bo kto z nas nie chce sprawdzić czy aby na pewno ona była taka zła? Ja już się nad tym zastanawiam 🤗
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! Ja dzięki złym recenzjom sięgnęłam po "Klątwę przeznaczenia" i w sumie książka mi się spodobała, więc różnie to bywa, najlepiej przekonać się samemu :)
UsuńFajnie to wygląda jeszcze w tych zdjęciach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jeszczerozdzial.blogspot.com
Dziękuję, akurat przy tej sesji nie miałam za bardzo weny, więc cieszę się, że i tak się podoba! <3
UsuńTematyka jest mi bliska, szkoda, że jednak książka zawiera tyle niedociągnięć...
OdpowiedzUsuńNiestety. Po cudownych książkach pani Miszczuk liczyłam na coś podobnego, ale coś nie wyszło :(
UsuńNa obecną chwilę pomimo ciekawej tematyki raczej po tę książkę nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńTematyka ciekawa, gorzej z wykonaniem, więc nie spiesz się :D
Usuń