poniedziałek, 9 lipca 2018

"Okrutnik. Dziedzictwo krwi” – Aleksandra Rozmus





Strasznie nie lubię sytuacji, gdy mam na jakąś książkę ogromną ochotę, a okazuje się ona niewypałem. Niestety tak było i tym razem. Zawsze gdy piszę negatywną recenzję trochę biję się z myślami, bo co jeśli kogoś do danej książki zniechęcę, a gdybym tego nie zrobiła, ona by mu się wyjątkowo spodobała? Więc ostrzegam – czytacie na własną odpowiedzialność, bo chociaż na półce z największymi katastrofami absolutnie bym jej nie postawiła, to jednak trochę sobie dziś pomarudzę.


 



O KSIĄŻCE

„Okrutnik. Dziedzictwo krwi” – Aleksandra Rozmus
Rok wydania: 2018
Wydawnictwo Novae Res
Ilość stron: 327
Cena okładkowa: 33 zł








FABUŁA

Właściwie trudno mi opisać fabułę tej książki. Mamy naszego głównego bohatera, Stanisława, który jest Okrutnikiem – walczy z demonami na zlecenie bogów i chroni przed nimi zwykłych śmiertelników, którzy nie zdają sobie sprawy z ich obecności. Nagle na jego drodze pojawia się Amelia, na pozór zwykła dziewczyna, która nie ma ostatnio łatwo w życiu – i którą bogowie, nie wiedzieć czemu, wzięli sobie na celownik. Głównym zadaniem Staśka staje się od tej pory obrona Amelii przed demonicznymi wysłannikami Welesa, boga będącego „tym złym”. Oprócz tego śledzimy też część historii z punktu widzenia wiły Dobrogniewy, która otrzymuje zadanie pozbycia się naszego sympatycznego Okrutnika. Gdzieś tam pojawiają się jeszcze zapowiedzi nadciągającej apokalipsy, ale na razie na samych zapowiedziach się kończy, autorka pewnie rozwinie ten wątek w kolejnym tomie.

Fabuła nie była zła, ale nie porwała mnie jakoś szczególnie. Chociaż z zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów i chciałam wiedzieć, co będzie dalej, nie było tak, że nie byłam w stanie oderwać się od książki. Najbardziej przeszkadzał mi w sumie fakt, że fabuła nie ma żadnego punktu kulminacyjnego. Tak jakby autorka tylko zaczęła historię, którą chce rozwinąć w kolejnym tomie. Trochę szkoda, jestem przyzwyczajona, że w tego typu książkach fabuła jednak dokądś dąży, że pod koniec dzieje się coś wielkiego. Tu akcja utrzymuje stałe tempo przez całą książkę.






BOHATEROWIE

Jedynym bohaterem, którego naprawdę szczerze polubiłam, był nasz Okrutnik Stasiek. Też miał swoje wady, ale podobał mi się jego sposób myślenia i podejście do życia.

Amelia nie zdobyła za bardzo mojej sympatii. Owszem, starała się coś tam ze swoim życiem zrobić, jakoś ogarnąć trudną sytuację rodzinną, ale niestety, jej głupota nie jeden raz mnie zdenerwowała. Przykład? Proszę bardzo. Dowiedziała się, że powinna jak najszybciej wrócić do domu, więc pobiegła do mieszkania się spakować. Co robi w mieszkaniu? Dowiadujemy się, że dwie godziny siedziała i gapiła się w ścianę, nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Serio? Nie wspomnę oczywiście o jej wycieczkach do lasu, mimo że dobrze wiedziała, że jest tam dla niej wybitnie niebezpiecznie, a łaziła tam kiedy tylko miała okazję. Namiętnych czułości w środku tego groźnego lasu z jakimś przypadkowym człowiekiem którego widziała może trzeci raz w życiu (bo zawsze pojawiał się przy niej w najbardziej niespodziewanych momentach, a nie ma w tym przecież absolutnie nic podejrzanego, no gdzie tam) nie muszę nawet komentować, prawda?

Pozostali bohaterowie nie byli specjalnie wyraziści. Pojawiali się znikąd, stając się przyjaciółmi głównych bohaterów, albo nagle znikali, zupełnie jakby nigdy ich nie było (jak na przykład siostra Staśka, Milena, albo płanetnik Grzesiek). Przez to ciężko było poczuć z związku z nimi jakiekolwiek emocje.






STYL AUTORKI I WYDANIE

Jedną z rzeczy, na które zwróciłam uwagę na samiutkim początku, są bardzo słabe, nienaturalne dialogi. Wrażenie to utrzymywało się niestety przez całą książkę. Dla mnie (myślę, że dla wielu czytelników również) jest to o tyle irytujące, że nie umiem się po prostu wczuć w  sytuację bohaterów i utożsamić się z nimi, jeśli wypowiadają się w totalnie nienaturalny i przesadnie oficjalny sposób.

Nie podobało mi się też często stosowane przez autorkę omijanie części wydarzeń jednym zdaniem. Na przykład gdy bohaterowie poznali się z barze: zamienili ze sobą może dwa zdania, potem czytamy że „siedzieli tak aż do północy” i tyle tak naprawdę wiemy z ich spotkania. Bez żadnego budowania relacji między nimi ani niczego podobnego… Tak samo (co gorsza!) były traktowane sceny walki, których wyrazistości mi tu zdecydowanie brakowało. Były opisywane tak, jakby dla Staśka te potyczki były tylko formalnością, a większość potworów nie umiała się bronić – dwa zdania o tym jak zbliża się do potwora i go dźga i na tym koniec. Zero napięcia, zero poczucia zagrożenia, nic.

Jeśli chodzi o wydanie – okładka bardzo mi się podoba, przyciąga wzrok i jest stonowana, ale nie nudna. Miałam tylko problem z rozłożeniem książki na płasko. Nie wiem, jak została sklejona, ale nie da się jej po prostu rozłożyć!






CO MI TAK WŁAŚCIWIE NIE PASOWAŁO? (SPOJLERY)

Uznałam, że przy tej recenzji dodam dodatkowy akapit, którego zazwyczaj nie piszę. Wcześniej trochę pomarudziłam, a nie chcę, żeby to było takie marudzenie „bo tak”, dlatego zaraz opiszę wam kilka sytuacji z książki, które wpłynęły na moją negatywną ocenę. Będą oczywiście spojlery, dlatego jeśli mimo wszystko jesteście zdecydowani przeczytać „Okrutnika”, przeskoczcie do kolejnej części  :)

 Sytuacja pierwsza – Stasiek idzie do swojego przyjaciela Rudego, ale go nie zastaje. Uznaje to za dziwne, bo mężczyzna nigdy tak nie znikał, ale postanawia wrócić następnego dnia. Decyduje, że jeśli wtedy również Rudego nie będzie, zacznie poszukiwania. No i co robi Stasiek? Tak bardzo przejął się nowo poznaną dziewczyną, że totalnie zapomniał o zniknięciu przyjaciela. Przypomniał sobie o nim po tygodniu (!) i nie wydawał się tym szczególnie przejęty faktem, że od Rudego nadal nie miał żadnych wieści.

Dalej – Amelia znajduje rannego Staśka, woła pomoc, a gdy ta nadchodzi, ona z wrażenia mdleje. Budzi się w szpitalu a wszyscy skaczą wokół niej mówiąc o strasznych rzeczach które rzekomo przeszła. Halo, to nie ona została zaatakowana, ona tylko zemdlała! Zastanawiałam się wtedy czy może nie pomięłam jakiejś części historii, czy nie brakuje mi może kilku kartek… Niestety wiele było podobnych wydarzeń zmuszających mnie do kontrolnego spojrzenia na kolejne numery stron.

Komunikacja w tej książce. Okej, Stasiek nie ma Internetu i za kontakt ze światem służy mu stary, zabytkowy telefon. Ale go ma. Więc dlaczego jego mama panikowała, że przez tydzień nie mogła spać ani jeść z nerwów, bo syn się do niej nie odzywał? Nie mogła zadzwonić? Mało tego, chłopak niemal codziennie odwiedza ją, idąc do niej miłym spacerkiem, co sugeruje, że mieszkali blisko siebie. Więc ona nie mogła przez ten tydzień zajść do niego i zobaczyć, co się z nim dzieje? Albo chociaż wysłać Milenę? Wyjątkowo nie lubię jakich nielogicznych sytuacji i zachowań bohaterów.

Kolejna sprawa – na początku dowiadujemy się, że na Staśku wszystko świetnie się goi i nawet ciężkie, głębokie rany po niedługim czasie są już niewidoczne. Co w takim razie z jego oczami? One nie mogły się zregenerować? Wydaje mi się, że autorka powinna lepiej wyjaśnić tę kwestię – jak właściwie to uzdrawianie działa i dlaczego akurat oczu nie obejmowało, bo przez drugą połowę książki niesamowicie mnie to pytanie nurtowało.

Możecie uznać że marudzę. Nie wiem, może tak jest. Ale takie nielogiczne błędy po prostu przeszkadzały mi w czytaniu i znacząco zaniżyły moją ocenę. To nie są oczywiście wszystkie tego typu sytuacje, ale nie będę z tej opinii robić wypracowania na dziesięć stron. Chciałam tylko przybliżyć wam, czego mniej więcej można się tutaj spodziewać. Nie mówię przez to, że cała fabuła nie ma sensu, nie jest tak. Ale dużo – za dużo – takich małych, irytujących sytuacji wpłynęło na to, że książkę oceniam tak nisko.






OGÓLNIE

W książce zabrakło mi nieco opisów słowiańskich demonów. Ja znałam już południce, strzygi czy płanetników chociażby z Szeptuchy pani Katarzyny Miszczuk (obie książki są bardzo do siebie podobne jeśli chodzi o tematykę, co zauważyłam już na pierwszych stronach), ale gdybym jej wcześniej nie czytała, trochę bym się pogubiła – co robi dany demon, czym się charakteryzuje i w jakim sposób „powstał”? 

Nie będę się szczególnie rozpisywać, bo już opisałam chyba wszystko, co mi leżało na sercu. Pewnie dało się zauważyć, że nie jestem tą książką szczególnie zachwycona. Nie było tragicznie źle, ale im bardziej skupiałam się na błędach lub irytujących mnie rzeczach, tym więcej ich wyłapywałam. Niestety, nie będę „Okrutnika” wspominała zbyt ciepło, a fabuła ani żadne szczegóły pewnie nie zapadną mi w pamięci na długo. Przeczytałam, nie było źle, ale zachwycać się nie ma czym.



MOJA OCENA

★★★★✩✩✩✩✩✩   4/10

P. 
 (very.little.book.nerd)


Za egzemplarz, przemiłą dedykację i możliwość przeczytania książki bardzo serdecznie dziękuję autorce!  Starałam się być szczera w mojej opinii, ale trzymam kciuki za Pani dalszą karierę pisarską. Wszyscy wiemy, że początki są trudne, a potem jest tylko lepiej :)



20 komentarzy:

  1. Raczej się nie skuszę, ale miło mi czytało się Twoją recenzję.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej książce, i raczej po nią nie sięgnę ale świetna recenzja :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    okularnicaczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Książka jest dość nowa i niezbyt znana, więc mogłaś o niej nie słyszeć ;)

      Usuń
  3. O hejcie to ty musisz się jeszcze dużo nauczyć, ale idzie ci już dobrze :D
    Pozdrawiam, Girl in books

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka ma świetny opis, interesujący klimat, ale te błędy. Nienawidzę nienaturalnych dialogów. Narazie nie skuszę na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, opis mnie skusił i spodziewałam się czegoś super, ale niestety się zawiodłam :/ Dialogi to dramat. Nie lubię krytykować książek, ale tej nie polecam :/

      Usuń
  5. Pierwszy raz widzę i słyszę o tek książce i wydaje mi się, że nie jest ona dla mnie

    Grovebooks :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam ochotę zmierzyć się z tą książką i zobaczyć jaka będzie moja opinia ;) świetna recenzja ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmiało, najlepiej jest wyrobić sobie własną opinię! Może akurat tobie się spodoba. Dziękuję <3

      Usuń
  7. A ta okładka tak przyciąga 🤤 Zła opinia to też opinia, i uważam że nawet taka może przyciagnąć czytelnika. Bo kto z nas nie chce sprawdzić czy aby na pewno ona była taka zła? Ja już się nad tym zastanawiam 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Ja dzięki złym recenzjom sięgnęłam po "Klątwę przeznaczenia" i w sumie książka mi się spodobała, więc różnie to bywa, najlepiej przekonać się samemu :)

      Usuń
  8. Fajnie to wygląda jeszcze w tych zdjęciach :)
    Pozdrawiam
    jeszczerozdzial.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, akurat przy tej sesji nie miałam za bardzo weny, więc cieszę się, że i tak się podoba! <3

      Usuń
  9. Tematyka jest mi bliska, szkoda, że jednak książka zawiera tyle niedociągnięć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Po cudownych książkach pani Miszczuk liczyłam na coś podobnego, ale coś nie wyszło :(

      Usuń
  10. Na obecną chwilę pomimo ciekawej tematyki raczej po tę książkę nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tematyka ciekawa, gorzej z wykonaniem, więc nie spiesz się :D

      Usuń